niedziela, 12 września 2010

"Przepaska z liści" Patrick White

Zachwycił mnie tytuł tej książki. Przepaska z liści może przecież oznaczać tak wiele, albo mniej niż nic. Może być ostatnim elementem, skrawkiem chroniącym człowieka przed zupełnym odarciem z godności, zasłoną chroniącą jego intymność lub wprost przeciwnie śmieszną i nieudolną próbą ratowania swojego człowieczeństwa, żałosną i godną politowania próbą ukrycia nagości, tej zewnętrznej i wewnętrznej. Interpretacja zależy od chęci i nastawienia czytelnika. Mnie ten tytuł po prostu wzrusza, po przeczytaniu książki jeszcze bardziej.
Jej główna bohaterka Ellen nie może pochwalić się szlachetnym urodzeniem. Dzieciństwo i młodość spędziła na kornwalijskich pastwiskach, najczęściej na "obrządzaniu" krów oraz zajmowaniu się ojcem pijakiem. Ellen jest prostaczką, ale tylko na pozór. Pod zewnętrzną skorupą kryją się skarby, o których ani otoczenie, ani ona sama nie mają pojęcia. Jej prawdziwe "ja" czeka na impuls, iskrę, która puści tę całą maszynerię w ruch... Korzystne, ale tylko na pozór małżeństwo z chorowitym i zdradzający homoseksualne skłonności arystokratą nie spowoduje żadnego wybuchu, nie rozpali namiętności. Mąż zamknie ją w wiktoriańskim gorsecie obłudy i hipokryzji. Jednak dzięki niemu i teściowej Ellen odkryje tak wiele: swą umiejętność przystosowywania się do nowych sytuacji, talent do uczenia się, przewagę milczenia nad niepotrzebną i pustą gadaniną, zdolność do ubierania chaotycznych myśli w słowa, słowem początek siebie. Odwiedziny u szwagra w Ziemi Van Diemena uświadomią jej, że nie jest wiktoriańską, zasznurowaną i zapakowaną w futerały halek hipokrytką, tylko namiętną kobietą. Choć o istnieniu tych instynktów Ellen wolałaby zapomnieć... W czasie podróży powrotnej statek, którym płyną państwo Roxburg (nazwisko Ellen po mężu) osiada na rafie. Pasażerom i załodze udaje się wprawdzie dopłynąć do lądu, ale zostają wybici przez tubylców, albo umierają z głodu. Ellen udaje się przeżyć, dostaje się do niewoli prymitywnego plemienia i razem z nim przemierza Australię i bada, ile cierpienia jest w stanie znieść jeden człowiek. Ellen schodzi na samo dno człowieczeństwa, doświadcza wszystkich odcieni bólu i upokorzenia. Nie zostaje jej nic, tylko tytułowa przepaska z liści. Ale nawet ogolonej na łyso, wysmarowanej śmierdzącymi mazidłami, brudnej i cuchnącej udaje się jej zachować godność i jedną z najważniejszych ludzkich cech - zdolność kochania. Ellen udaje się ocaleć, jej wybawcą staje się zbiegły więzień Jack. Na niego przelewa wszystkie swoje uczucia: miłość, czułość, namiętność. Nam ofiarom konsumpcyjnej kultury wydaje się niemożliwe jakakolwiek forma kochania w tak niesprzyjających okolicznościach. Oto dwoje brudnych i przypominających kościotrupy ludzi kocha się na podściółce z gnijących liści w australijskim buszu. Wymieniają pocałunki i czułości. Żałosne i śmieszne? A może obrzydliwe? Być może, ale też szczere i prawdziwe, prawdziwe aż do bólu i utraty tchu... Polecam, gorąco!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaznacz swoją obecność...