środa, 17 czerwca 2009

Reklama dźwignią handlu

Prześladuje mnie ostatnio Pewna Bardzo Znana Położna. Kiedy słucham rano radia, ona miłym i pewnym swych racji głosem przekonuje mnie, że koniecznie muszę nabyć jedyny w swoim rodzaju żel do higieny intymnej. Zwraca się do mnie, bezpośrednio do mnie! I robi się tak miło i intymnie. No tak, ale wychodzę i sielanka się kończy... To nic, ponieważ w drodze do pracy mamy możliwość znów poczuć to jedyne w swoim rodzaju uczucie - tylko ona i ja... Wysiadam z mocno podbudowanym poczuciem własnej wartości, przecież jestem wyjątkową kobietą! Przynajmniej według PBZP. Ale kiedy wracam po pracy do domu, jestem zmęczona, poirytowana i znów słyszę PBZP, to szczerze mówiąc mam ochotę rzucić w nią tym cudownym żelem do higieny intymnej.
"Codziennie spotykam wyjątkowe kobiety, takie jak ty". Ile w tym jednym krótkim zdaniu kłamstwa i obłudy, a wszystko po to, żebym usłyszała i zrozumiała magiczny zew: Kup mnie! A w podtekście: Daj nam zarobić. Nie stać mnie na PBZP, nie mogę sobie pozwolić na wizyty u niej, ani tym bardziej poród w jej asyście. Ale mogę mieć namiastkę tego luksusu, jeśli kupię ów wspaniały żel. Będę mogła poczuć się naprawdę wyjątkowo, prawie jak tzw. gwiazdy odwiedzające PBZP. Mogę, ale nie chcę. Nie skorzystam z tej jedynej i niepowtarzalnej szansy, nie pobiegnę do apteki, nie dotknę wielkiego świata (w dodatku przez warstewkę żelu). Nie obrosnę kolejnym przedmiotem. Zamiast kolejnych kosmetyków, ubrań i innych drobiazgów kupowanych na poprawienie humoru, wolę żywych ludzi. Zamiast zwiększać swój dystans do nich, wolę się do nich zbliżać. I starać się ich zrozumieć.

wtorek, 16 czerwca 2009

"Ono" Dorota Terakowska

Nie lubię pisać, kiedy czuję, że byłoby to dla mnie wysiłkiem, ciężką pracą, siłowaniem się z każdym kolejnym słowem. Na szczęście tu mogę wybierać między chcę, a nie chcę. Nie "muszę"... Po długim czasie milczenia, słowa po prostu spływają, o ile można tak powiedzieć o pisaniu tekstu za pomocą klawiatury komputera. Chcę, żeby to, nazwijmy tworzenie, było lekkie i spontaniczne. Męczenie się nad każdym zdaniem, szukanie wyrazów bliskoznacznych, dobieranie epitetów - prawie, że bolesne wykluwanie się tekstu - to nie dla mnie. Chcę, żeby przekładanie myśli na słowa było po prostu zmysłową przyjemnością...
Dziś chcę napisać o książce, która nie spodobała się chyba krytykom literackim. Problemy, które porusza, nie są szczególnie interesujące. Język nie jest nowatorski, koncepcja narratora i kompozycji również nie wnosi niczego nowego.
No dobrze... Tylko dlaczego tak mnie wzrusza? Chwyta za gardło i za każdym razem sprawia, że zaczynam patrzeć na świat inaczej, lepiej? Myślę, że to zasługa Terakowskiej. Ta autorka jest w swoich książkach krytyczna bez litości, ale tylko w stosunku do ludzi, których ja określam mianem bezmózgowców. Je, pije, chodzi i bije... I nie mam tu na myśli alkoholików, ale ludzi, którzy są jedynie skorupkami, wypełnionymi paroma organami wewnętrznymi. Układ trawienny, oddechowy, moczowo-płciowy... I nic poza tym. Pustka. Prosta linia od narodzin do śmierci, bez zbędnych emocji, wewnętrznych wstrząsów, niepotrzebnych rozważań i rozterek.
Taka jest na początku główna bohaterka książki - nakręcana laleczka, żyjąca od dyskoteki do dyskoteki, marząca jedynie o wyrwaniu się z małego miasteczka i domu. Nienawidzi swojej matki, a z każdym dniem staje się do niej coraz bardziej podobna i oczywiście nie zdaje sobie z tego sprawy.
Marzenia Ewy się spełniają. Tylko trochę inaczej niż sobie to wyobrażała. Wspaniały "książe" (właściwie to jest ich aż trzech) porywa ją z dyskoteki uwozi w dal, gwałci i zostawia samą na drodze. Spełnienie marzeń... Ale ta tragedia staje się początkiem czegoś nowego. Ewa oczywiście zachodzi w ciążę, nie wie który z "herosów" jest ojcem i zaczyna go szukać. Zaczyna też pokazywać i tłumaczyć swojemu nienarodzonemu dziecku świat. Dla dziewczyny to rownież inny początek - zalążka świadomości. Krok po kroku uczy się: Oto jestem, myślę, czuję, mogę pytać dlaczego, po co, skąd. Mogę szukać odpowiedzi, znajdywać ją lub nie...
Terakowska widzi ludzkie wady i ułomności, podkreśla je i kpi z nich. Ale potrafi je zrozumieć. Jednego tylko nie jest w stanie wybaczyć - bezrefleksyjnego egzystowania, bycia rozlanym i bezkształtnym jak ameba. Chyba przede wszystkim o tym jest "Ono": Nie wystarczy po prostu być...