niedziela, 27 grudnia 2009

"Droga do piekła" Majgull Axelsson

Przyjemnie jest pisać po długim okresie, nazwijmy to, abstynencji. Miło jest mieć czas na myślenie i uporządkowanie chaosu w głowie na odpowiednie półeczki. Za to najbardziej lubię święta... Nie za lukrowane choinki, wysiloną rodzinną atmosferę i nieudolne próby posklejania na chwilę czegoś, co już nigdy się nie sklei. Mam wreszcie czas na rzeczy, które chcę, a nie muszę robić... Słodkie nieróbstwo też bywa od czasu do czasu miłe i stymulujące.
Niestety książka, o której chcę dziś napisać, nie pasuje w ogóle do tego beztroskiego klimatu. Jej tytuł jest bardzo adekwatny do treści. Ta powieść jest jak porwana na drobne strzępki mapa, którą w miarę czytania składamy kawałek po kawałku w całość. Mapa, która prowadzi niestety nie do skarbu, ale do tytułowego piekła. W zasadzie do dwóch piekieł. Pierwsze to otaczająca główną bohaterkę rzeczywistość, szaleństwo zewnętrznego świata, samotność, na którą jest skazana. Drugie to koszmary pożerające jej duszę.
Cecylia (co za imię!) wraca do Szwecji, aby opiekować się ciężko chorą, umierającą matką. Nie robi tego ze szlachetnych pobudek, ale z poczucia obowiązku i "przyzwoitości". Zamknięta w rodzinnym "Bananowym domu" wchodzi w siebie, próbuje zrobić rachunek sumienia. Wraca zarówno do swojego dzieciństwa, jak i do całkiem niedalekiej przeszłości - pobytu na Filipinach. I budzi wszystkie swoje demony - ciemne, pozbawione miłości dzieciństwo; samotne dorastanie; pozbawione sensu małżeństwo, wreszcie koszmar przeżyty podczas wybuchu wulkanu Pinatubo. Wspomina, chaotycznie, daje się pochłonąć widmom i zjawom. Zło, którego doświadczyła i które sama wyrządziła, wsysa ją i nie zostawia jej nic - nawet małej cząstki dobroci. Jest wszechogarniające, jak kosmiczna czarna dziura. Cecylia może powiedzieć - piekło jest tu,przy mnie, ze mną, we mnie. I jeszcze "nie ma odkupienia, nie ma przebaczenia, nie ma nas, nie ma"... Dobro, miłość, wiara, nadzieja są w tej książce śmiesznie brzmiącymi słowami. Okazuje się, że jesteśmy zdolni do najgorszych zbrodni i występków, bezpiecznie trwamy w naszych ustalonych bytach i nawet nie podejrzewamy, jakie potworności nosimy w sobie. Wystarczy drobna iskra, żeby zapoczątkować reakcję łańcuchową. Czynimy zło i dajemy się mu porwać, bo tak jest łatwo i wygodnie. Szybko się do niego przyzwyczajamy i nie próbujemy się mu przeciwstawić.
Nie mogę znaleźć w tej powieści niczego optymistycznego. Może poza krótkimi chwilami spełnienia, które Cecylia przeżywa podczas seksu z Butterfieldem oraz radości z powodu urodzenia córki. "Droga do piekła" kojarzy mi się z cyklem obrazów Goi "Demony wojny" - są tak samo nasycone złem i pozbawione odrobiny światła.
Dlatego, jeśli jest ci ciężko, nie czytaj tej książki. Poczekaj na lepszy czas w swoim życiu. Może wtedy starczy ci odwagi, żeby pomyśleć, że tyle samo w nas dobra, ile zła...