wtorek, 17 listopada 2009

Myśli kilka

Ktoś bardzo bliski powiedział mi ostatnio, że literatura jest rodzajem manipulacji. Narzuca nam określony punkt widzenia, zmienia "kąt" patrzenia na świat, wpływa na sposób myślenia. Czytam często i z dużą przyjemnością. Czy w związku z tym jestem, nazwijmy to, zmanipulowana?
Jesteśmy, w większości, plastycznymi (co nie znaczy miękkimi) istotami. Wpływa na nas wiele czynników z zewnątrz - inni ludzie, rozmowy z nimi, wychowanie... Można wyliczać bez końca. To wszystko nas kształtuje, skleja osobowość w indywidualną formę. Nie rodzimy się, moim zdaniem, z określoną matrycą charakteru. Czy w związku z tym nasze życie nie jest jedną wielką manipulacją?
Podstawą manipulacji jest nieuczciwość, egoizm, chęć osiągnięcia określonych celów; zakłada ona również nieświadomość osoby, która jest jej poddawana. Zasada jest więc prosta: im bardziej jesteś świadomy, tym mniej jesteś podatny. Uczę się więc siebie, "uczę się bardzo powoli; od tego uczenia trudnego raduje się serce i boli".
Dlatego piszę, aby uporządkować siebie i swoje myśli. Dlatego czytam, ponieważ dowiadując się więcej o innych, wiem więcej o sobie. Dlatego nie potrafię czytać równocześnie kilku książek, a każdą przeczytaną "noszę" w sobie przez kilka dni. W czytaniu jestem monogamistką - żadnych skoków w bok, romansów za plecami i zdrad. Jeśli coś mnie zachwyci, wracam do tego, rozmyślam, przegryzam, przymierzam do mojego życia i dzięki temu bardzo często zyskuję dystans... Nie chcę jednak pisać hurtowo, zapełniać mojego bloga na siłę. Okulary Ewy nie są spisem obowiązkowych i topowych lektur. To raczej indywidualna próba znalezienia swojego miejsca w pędzącym chaosie świata poprzez czytanie książek...

poniedziałek, 9 listopada 2009

"Kobieta w wynajętych pokojach" Katarzyna T. Nowak

Zupełnie nie rozumiem, czemu w recenzjach tej książki pojawia się tak często sformułowanie "Szalona opowieść". Ani opowieść, ani jej bohaterka nie są szalone. Kobieta, która niedawno przekroczyła czterdziestkę rozpaczliwie próbuje uczepić się czegoś w swoim życiu. Po śmierci matki spostrzega nagle, że czterdzieści lat przesypało się przez jej ręce jak piasek, a ona sama stoi na brzegu olbrzymiego oceanu i dziwi się, jak mała dziewczynka, że woda po raz kolejny zniszczyła jej budowlę i że zamki z piasku są tak nietrwałe.
Jest takim właśnie małym zagubionym dzieckiem, które nie wie czego chce. Jest nawiedzane przez ciągłe lęki, a jej największa obawa to lęk przed życiem. Nie chce utartych schematów - małżeństwa, dzieci, stałej pracy. Nie podoba się jej stałe przywiązanie do ludzi, przedmiotów i miejsc. Nie chce zostać wciągnięta w trybiki codzienności. Dobija ją szarość i zwyczajność. Tylko co wybiera w zamian za to? Ciągłe miotanie się, szukanie, nie wiadomo czego, rozedrganie, nieprzespane noce, niezborność myśli i kolejne nieudane związki. Poczucie pustki wytrawiające ją od wewnątrz.
Mała dziewczynka wie, czego nie chce. Nie potrafi tylko odpowiedzieć sobie na pytanie: Czego pragnę? Dokąd zmierzam? Jak wyobrażam sobie swoje życie?
To nie jest opowieść o byciu singlem z wyboru. Kobieta nie chce być sama, dlatego wikła się w skomplikowane układy, a jedynym możliwym rozwiązaniem wydaje się być ucieczka, zgodnie z zasadą: zabieram zabawki i idę do innej piaskownicy...
W kobiecie z "Wynajętych pokoi" dostrzegłam jakąś cząstkę siebie. Dokładnie wiem, czego w moim życiu nie chcę. Gorzej z wiedzą na temat moich pragnień i marzeń. Też nie cierpię zżerającej codzienności i próbuję od niej uciec. Nie ma już jednak we mnie tego roztrzepotania, staram się dowiedzieć, czego szukam i okrzepnąć.
Polecam wszystkim, którzy lubią prawdziwe opowieści o tak zwanym życiu.