wtorek, 16 czerwca 2009

"Ono" Dorota Terakowska

Nie lubię pisać, kiedy czuję, że byłoby to dla mnie wysiłkiem, ciężką pracą, siłowaniem się z każdym kolejnym słowem. Na szczęście tu mogę wybierać między chcę, a nie chcę. Nie "muszę"... Po długim czasie milczenia, słowa po prostu spływają, o ile można tak powiedzieć o pisaniu tekstu za pomocą klawiatury komputera. Chcę, żeby to, nazwijmy tworzenie, było lekkie i spontaniczne. Męczenie się nad każdym zdaniem, szukanie wyrazów bliskoznacznych, dobieranie epitetów - prawie, że bolesne wykluwanie się tekstu - to nie dla mnie. Chcę, żeby przekładanie myśli na słowa było po prostu zmysłową przyjemnością...
Dziś chcę napisać o książce, która nie spodobała się chyba krytykom literackim. Problemy, które porusza, nie są szczególnie interesujące. Język nie jest nowatorski, koncepcja narratora i kompozycji również nie wnosi niczego nowego.
No dobrze... Tylko dlaczego tak mnie wzrusza? Chwyta za gardło i za każdym razem sprawia, że zaczynam patrzeć na świat inaczej, lepiej? Myślę, że to zasługa Terakowskiej. Ta autorka jest w swoich książkach krytyczna bez litości, ale tylko w stosunku do ludzi, których ja określam mianem bezmózgowców. Je, pije, chodzi i bije... I nie mam tu na myśli alkoholików, ale ludzi, którzy są jedynie skorupkami, wypełnionymi paroma organami wewnętrznymi. Układ trawienny, oddechowy, moczowo-płciowy... I nic poza tym. Pustka. Prosta linia od narodzin do śmierci, bez zbędnych emocji, wewnętrznych wstrząsów, niepotrzebnych rozważań i rozterek.
Taka jest na początku główna bohaterka książki - nakręcana laleczka, żyjąca od dyskoteki do dyskoteki, marząca jedynie o wyrwaniu się z małego miasteczka i domu. Nienawidzi swojej matki, a z każdym dniem staje się do niej coraz bardziej podobna i oczywiście nie zdaje sobie z tego sprawy.
Marzenia Ewy się spełniają. Tylko trochę inaczej niż sobie to wyobrażała. Wspaniały "książe" (właściwie to jest ich aż trzech) porywa ją z dyskoteki uwozi w dal, gwałci i zostawia samą na drodze. Spełnienie marzeń... Ale ta tragedia staje się początkiem czegoś nowego. Ewa oczywiście zachodzi w ciążę, nie wie który z "herosów" jest ojcem i zaczyna go szukać. Zaczyna też pokazywać i tłumaczyć swojemu nienarodzonemu dziecku świat. Dla dziewczyny to rownież inny początek - zalążka świadomości. Krok po kroku uczy się: Oto jestem, myślę, czuję, mogę pytać dlaczego, po co, skąd. Mogę szukać odpowiedzi, znajdywać ją lub nie...
Terakowska widzi ludzkie wady i ułomności, podkreśla je i kpi z nich. Ale potrafi je zrozumieć. Jednego tylko nie jest w stanie wybaczyć - bezrefleksyjnego egzystowania, bycia rozlanym i bezkształtnym jak ameba. Chyba przede wszystkim o tym jest "Ono": Nie wystarczy po prostu być...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaznacz swoją obecność...