sobota, 30 maja 2009

Happy Go Lucky

Moje pierwsze wrażenie po tym filmie to poczucie przeładowania go brzydotą. Może to trochę za mocne określenie, może wystarczy po prostu - przeciętność. Główna bohaterka nie jest specjalnie piękna, nie jest nawet trochę atrakcyjna. Moim zdaniem przypomina małpkę kapucynkę skaczącą to tu to tam. Brzydcy są również inni bohaterowie - instruktor nauki jazdy, koleżanki Poppy. Brzydkie mieszkanie, nieładne ulice, nieszczęśliwi ludzie. Zrobiło się gorzko... A mimo to nie wyłączyłam tv, choć to długi film. Dlaczego? Bo spodobała mi się ta małpka kapucynka, która jest może niespecjalnie inteligentna, ale tyle w niej szczerości i otwartości. Ona jest z tych, którzy pierwsi zaczynają rozmowę, ściągają z ulicy przejechanego kota czy psa, wysłuchują innych i nie wymagają, żeby ich wysłuchiwano, a na ulicy patrzą obcym ludziom prosto w oczy. Za to ją podziwiam. Sama taka nie jestem. Brakuje mi tego wewnętrznego przekonania, że ludzie i świat ptrafią być dobrzy. Nie umiem tak jak Poppy doszukać sie u każdego odrobiny czegoś pozytywnego. W tym filmie dzięki głównej bohaterce nawet weekendowe"szlajanie się " się po klubach staje się czymś pozytywnym. Codzienność, kierat praca - dom nie jest pułapką. Ma sens, a wszystko dzięki Poppy, która potrafi się skupić całą sobą na tym, co w danym momencie wykonuje i czerpać z tego przyjemność. Ten film skojarzył mi się z "Amelią", ale jest zdecydowanie lepszy, bardziej realistyczny, a mimo to niezwykły. Tak, to opowieść o niezwykłej codzienności. Zirytowało mnie tylko jedno. Rozumiem, że potrzebujemy miłości, szukamy kogoś do pary. Ale po co robić to tak desperacko?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaznacz swoją obecność...