wtorek, 3 sierpnia 2010

"Europejka" Manuela Gretkowska

Kiedy rzeczywistość zgrzyta, a jej tryby zaczynają piszczeć, sięgam po tę książkę, żeby "odczynić uroki" i zapomnieć na chwilę o kiepsko naoliwionej maszynerii świata. Czytam sobie więc ten "intymnik", opis jednego roku z życia zwykłej-niezwykłej kobiety. Zwykłej, bo podobnej do wielu innych - matki, martwiącej się o przyszłość swojej córki; partnerki, starającej się pogodzić pracę z prywatnym życiem. Niezwykłej, ponieważ życie ją rozpieszcza. Omijają ją kataklizmy losu. Jej mężczyzna jest wyrozumiały i ciepły. Dziecko, choć odrobinę psotne i nadruchliwe, jest ciekawe świata i innych ludzi. Nie brakuje jej pieniędzy, lubi swoją pisarską pracę, ma dokąd wracać. Spełnienie marzeń wielu z nas, małe szczęście lub jeśli ktoś woli mała stabilizacja. Na szczęście autorka nie ograniczyła się tylko do opisania swojego rodzinnego ciepełka. Nie otrzymaliśmy więc słodkiego cukiereczka, który dla wielu byłby najprawdopodobniej nie do zniesienia. Ten pamiętnik to również krytyczna obserwacja "nienajlepszego ze światów" i dziwnych osobników, które go zamieszkują. Rodzina i dom są dla pisarki rodzajem bezpiecznego schronienia. To "zaplecze" daje jej siłę i odwagę do otwartego, choć pokrytego patyną ironii, komentowania naszej siermiężnej realności. Nadając kształt swoim myślom, nawlekając litery i słowa, pisarka próbuje ją zmienić, wpłynąć na sposób myślenia czytelniczki X lub Y. Mimo, że pozornie stara się pozostać na zewnątrz, być outsiderką, podejmując rolę komentatorki i krytyka, nie może uniknąć wejścia w tę drażniącą ją "teraźniejszość".
Lubię kolczastą ironię Gretkowskiej (kiedyś już o tym pisałam). Lubię ją też za metafory, których wymyślanie wydaje się przychodzić jej bez najmniejszego wysiłku (ale to bardzo prywatne wrażenie i oczywiście można się z nim nie zgodzić). Cenię ją za erudycję i aforyzmy, jakby niechcący wplatane w codzienną relację, np. "tworzenie, także to przełamujące wstyd milczenia daje nam godność. Tworzenie miłości, książek, marzeń, obrazów czy muzyki. Piękna, którego jeszcze nie było".
Płynność z jaką pisarka przechodzi od definicji słowa "piździć" do takich sformułowań jakoś niespecjalnie mnie razi...
Polecam tę książkę, która albo doprowadzi do zgrzytania zębami, albo zachwyci. Raczej nie pozostawi obojętnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaznacz swoją obecność...