poniedziałek, 4 maja 2009

"Trzy stygmaty Palmera Eldritcha" Philip K. Dick

Zanim usiądę do napisania kolejnego posta, zwykle przez kilka dni "układam" sobie myśli w odpowiedni wzór. Zastanawiam się o czym napisać, od czego zacząć, jak zamknąć tekst w całość. Lubię ten stan rozmyślania i oczekiwania, "przegryzania" się słów.
Dziś postanowiłam napisać o książce, którą przeczytałam bardzo dawno temu, przed 15 laty i muszę przyznać, że wtedy niewiele z niej zrozumiałam. Ale od tamtej pory wracałam do niej wiele razy. Chciałam w końcu pojąć, po co ktoś, czyli autor, męczył się (a może nie?) przez tyle stron. Na pierwszym planie w "Trzech stygmatach Palmera Eldritcha" mamy groteskowy świat przyszłości, z przenośnymi walizeczkami odgrywającymi rolę psychiatrów , kolonizacją planet, katastrofą klimatyczną na Ziemi itp. Klasyczny zestaw rekwizytów powieści science-fiction. Ludzie uwięzieni w mieszkaniach, biurach, kryjący się przed wypalającym wszystko słońcem i tęskniący za lepszą rzeczywistością. I w końcu ktoś im ten nowy wspaniały świat obiecuje. Ktoś lub coś przybyły/przybyłe z Proximy przywozi unikalny narkotyk Chew-Z umożliwiający stwarzanie swojej własnej nowej rzeczywistości. Zapomnienie, koniec problemów, codziennych uciążliwych czynności, raj za życia... Czy na pewno? Ta "rzeczywistość" nie przypomina Edenu raczej senny koszmar, z którego nie można się obudzić. Budzimy się raz po raz, a po chwili wiemy, że dalej tkwimy w sennym omamie. I tak w kółko. Aż w pewnym momencie zupełnie tracimy poczucie, co jest prawdziwe, a co jest zwidem. Chyba to najbardziej przeraża mnie w tej książce - brak poczucia rzeczywistości i całkowita kontrola. Wszystko kontroluje "nowy zbawiciel", każdą myśl, najdrobniejszy gest, słowa... Surrealistyczny świat, z którego nie ma ucieczki. Zastanawiam się na ile jest to aluzja do ludzkości. Czy my też jestyśmy marionetkami stworzonymi przez przypadek lub pomyłkę? Czy nasz stwórca zapomniał o nas, czy wręcz przeciwnie kontroluje każdy nasz krok? A może obmyślił jakiś perfidny kosmiczny plan i uśmiecha się krzywo patrząc na nasze próby bycia niezależnymi? Istnieje też możliwość, że nie ma żadnego niezależnego "Stwórcy"... Która z tych perspektyw jest bardziej przerażająca?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaznacz swoją obecność...