poniedziałek, 7 lutego 2011

"Zeszyty don Rigoberta" Mario Vargas Llosa

Po tę książkę na fali trendu i mody ustawiła się już długa kolejka w mojej znajomej bibliotece. Przynaglona i przyciśnięta do ściany przez komitet kolejkowy przystępuję do pisania bardzo subiektywnej recenzji.
Pierwsze wrażenie po jej przeczytaniu to podziw dla siły męskiej fascynacji. Z powieści Llosy wynika bowiem niezbicie, że kiedy mężczyzna trafi na tę właściwą i jedyną, kiedy tęskni i pożąda, to zaczyna tworzyć nowy fantasmagoryczny świat erotycznych i wyuzdanych marzeń, których nie tamują ani świętoszkowate poczucie przyzwoitości, ani fałszywy wstyd...
Na co dzień ów mężczyzna jest prawie nikim. Ot mało przystojny, odrobinę pokurczony specjalista od ubezpieczeń. Z wielkim nosem i uszami podobnymi do wachlarzy, zwykle niezbyt błyskotliwy i pozbawiony poczucia humoru. Za to moc jego wyobraźni erotycznej jest wprost nieograniczona. I tak skrajnie różna od tego, co mieści się w statystycznej, pozbawionej finezji i polotu ograniczającej kobietę męskiej fantazji, złożonej zazwyczaj z kilku prostych elementów i serii ruchów posuwisto-zwrotnych. Scenariusze, które tworzy Rigoberto są jak erotyczny migający kalejdoskop - kolorowe, odurzające i dopracowane w każdym szczególe z rozbudowaną scenografią. Ich główną bohaterką jest upragniona i wytęskniona żona. Małżonkowie rozstali się, po tym jak Fonsito - pasierb uwiódł Lukrecję (czytaj w "Pochwale macochy"). Mieszkają kilka ulic od siebie, usychają z tęsknoty i ... nie są w stanie do siebie wrócić. Dopiero koronkowa intryga uknuta przez pasierba pozwala im ponownie się zbliżyć.
Po lekturze książki Llosy niektórzy pewnie będą pluć z obrzydzeniem i określać głównego bohatera mianem starego, śliniącego się satyra, a jego żonę nazwą jeszcze mocniejszym epitetem. Jeśli w ogóle doczytają powieść do końca... Ale moc wyobraźni tego satyra jest silniejsza niż u większości z nas. Kobieta z jego fantazji jest pozbawiona zahamowań, otwarta, bezpruderyjna i wyzwolona. Kocha swojego mężczyznę, ale kocha też i siebie. Jest świadoma i momentami wręcz "zaczadzona pięknem swojego ciała", które obiektywnie rzecz biorąc nie odpowiada współczesnym kanonom. Mimo to jest piękne, bo tak uważa ona, bo z takim zachwytem patrzy na nie on... Ile z kobiet tak potrafi?
"Zeszyty don Rigoberta" są jak wgryzanie się w soczysty owoc i oczekiwanie na jeszcze więcej nowych smaków i smaczków. Ale nie jest to tylko i wyłącznie powieść erotyczna. Główny bohater prócz odurzania się fantazjami, ma jeszcze jedną pasję. Jest nią pisanie listów - felietonów do różnej maści instytucji społecznych lub ich przedstawicieli. Don Rigoberto pała gorącą niechęcią do niezrozumiałej dla niego prymitywnej potrzeby człowieka do zbijania się w większe lub mniejsze stada. Nie cierpi uspołeczniania na siłę, uniformizacji, klubowych plakietek i emblematów, ani zbiorowych protestów na ulicach... Te listy to również dobry materiał do przemyśleń.
Jeśli dołożymy do tego historię malarza Egona Schielego, także wplecioną w powieść i namiętne listy pisane przez Lukrecję, otrzymamy w rezultacie wybuchowy koktajl, który jednych odurzy, u innych spowoduje odruch wymiotny.
Zachęcam jednak, żeby spróbować choć malutki łyk...

2 komentarze:

  1. świetna książka i bardzo ją polecam, choć zgadzam się, że może wywoływać skrajne reakcje.

    http://tonykultury.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, zmieniłam bloga. Pisarka. pl już nie funkcjonuje, teraz jest
    http://katarzynatnowak.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń

Zaznacz swoją obecność...