
Czuję się tak, jak bohaterka filmu o przewrotnym tytule "Droga do szczęścia". Złapana w potrzask codzienności, otoczona ludźmi, którzy gdaczą i popiskują, zagłuszają siebie i innych.
Oglądając ten film można ulec pozorom i uwierzyć, że jest to przede wszystkim kolejna historia nieszczęśliwej miłości. On i ona poznają się i zakochują od pierwszego wejrzenia. Mają poczucie, że są wyjątkowi, inni niż reszta świata. Szybko pobierają się, dorabiają się domu i dzieci. I... dają się pożreć codzienności. Kawałeczek po kawałeczku, kęsek za kęskiem oddają jej siebie i swoje marzenia. On potrafi się z tym pogodzić, jest nawet zadowolony. Ona szamoce się i stawia opór, próbuje przed nią uciec. Dlatego proponuje wyjazd na stałe do Paryża. Naiwnie sądzi, że zmiana miejsca i rodzinnego układu może stać się ich drogą do szczęścia. Niestety "żyli długo i szczęśliwie" nie następuje. Ona po raz kolejny zachodzi w ciążę, on dostaje nową lepiej płatną pracę. Marzenia o wyrwaniu się z potrzasku, bunt przeciwko rzeczywistości kończą się tragicznie...
Szczęście to podobno stan umysłu, niezależny od zewnętrznych czynników. Tylko, kto może odpowiedzieć mi na pytanie: Jak osiągnąć ten stan? Jak uniezależnić się od skrzeczącej głośno rzeczywistości? Czy jest to w ogóle możliwe?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zaznacz swoją obecność...